• Niejako w nawiązaniu do fragmentu rozmowy z Jackiem Rakowieckim pragnę podzielić się pewnymi refleksjami i wspomnieniami.

    Otóż w moich rozmowach nawet z tzw. prostymi ludźmi często wraca tęsknota za niezapomnianym z czasów PRL doskonałym Teatrem Telewizji i powszechnością oglądania jego wspaniałych spektakli z udziałem naszych najlepszych aktorów. A jak to pamiętają znani ludzie kultury?

    Niedawno czytałem wywiad-rzekę z cenionym pisarzem Jerzym Pilchem oraz wspomnienia świetnej aktorki Joanny Szczepkowskiej.

    Pilch mówi Ewelinie Pietrowiak m.in:„Mam takich kolegów, którzy (…) twierdzą na przykład, że kultura nie powinna być dotowana przez państwo, bo dobra kultura obroni się sama. Mnie to przeraża”.

    Mnie również, a jeszcze bardziej, gdy na czele ministerstwa kultury stoi Piotr Gliński (jeszcze niedawno techniczny kandydat do różnych najwyższych stanowisk w państwie), któremu kultura myli się z misją narodową, „na odcinku kultury”, jego schizofrenicznej partii . Jego brat, znany reżyser, nie bez powodu podsumował go krótko – to idiota.

    Chyba ma rację, bo trudno sobie wyobrazić, by człowiek inteligentny i światły niejako z założenia, skoro profesor, stal się marionetką albo jeszcze gorzej, uwierzył w „geniusz” Prezesa i jego Wielką Polskę.

    Film na przykład „widzi ogromny” na miarę bogoojczyźnianych kiczowisk w stylu hollywoodzkim, dotuje z ministerialnej puli wyłącznie dzieła i projekty prawicowe, zgodne z duchem ideolo PIS i kk.

    Na tym tle cenzura na Mysiej, rozmaite komisje, np. kolaudacyjne za tzw. komuny i ówcześni decydenci od spraw kultury i mediów (za reżimowe „robiły”, bo tak wynikało z rozdzielnika, Trybuna Ludu czy Żołnierz Wolności) to był liberalny raj, w którym kultura polska kwitła od ludowej folklorystycznej po awangardową.

    OK. Był też „drugi obieg”, plus minus w ostatniej dekadzie PRL, ale średnio prześladowany, jak na państwo totalitarne.

    Pamiętam że na jakieś dwa lata przed Okrągłym Stołem zapisy cenzury były zaznaczane w tekście. „Reżim” miękł na oczach i mimo trudności z papierem ukazywała się literatura dotąd nieprawomyślna.

    Na szczęście, jak to w kapitalizmie, mamy dziś dość wydawnictw i mediów, którym rządzący mogą skoczyć.

    Zalew komercjalnej tandety w epoce globalizmu i ponowczesności oraz wszelkich „po” to temat na trochę inne opowiadanie.

    „Po przeprowadzce do Krakowa ojciec kupił na olimpiadę w 1964 roku telewizor i tu muszę oddać hołd Teatrowi Telewizji. Powszechny był zwyczaj oglądania teatru w poniedziałki, w moim domu również, a jego rola edukacyjna – nie do przecenienia. Miałem czasem karę nieoglądania telewizji, ale z kolei oglądać teatr w poniedziałek musiałem. Pamiętam wspaniałych autorów, klasyków teatralnych. Jak masz co tydzień taką premierę, to zaczynasz się orientować, kto Molier, kto Szekspir, kto Fredro”.

    Joanna Szczepkowska z kolei pisze jak w 1973 lub 1974 roku wezwał ją oraz Krystynę Jandę i Ewę Ziętek – ówczesne studentki PWST w Warszawie – do siebie ich profesor z uczelni Aleksander Bardini, reżyser spektaklu „Trzy siostry” Antoniego Czechowa, w dzień premiery tego przedstawienia w Teatrze Telewizji i zapytał: „Czy zdajecie sobie sprawę, że jutro na ulicy każdy was rozpozna? Czy jesteście na to przygotowane?”


    votre commentaire
  • Skoro na manifestacjach KOD-u mogą przemawiać: Petru, Schetyna, Lis i paru innych, to wolno również ks. Międlarowi wygłaszać kazanie do członków ONR. Miejscowemu biskupowi może się to nie podobać, i może odpowiednio reagować. Prawo ingerencji nie przysługuje jednak Celińskiemu, który nie piastuje żadnej funkcji kościelnej. Jego obowiązuje przestrzeganie zasad demokracji. Albo jest w Polsce demokracja albo jej nie ma. Czy jest tylko dla swoich? Panie Celiński, władze PRL również chciały demokracji („demokracji socjalistycznej”) dla swoich zwolenników, ale już dla przeciwników nie. Nawiązuje pan do tamtych czasów, jak widać. W młodości się to panu nie podobało, ale na stare lata owszem tak. Zakazać księżom wypowiadania się na tematy polityczne. Komuniści z PZPR myśleli bardzo podobnie. To, co stało się z polskimi mediami po 1989 roku, obciąża nie tylko mnie, ale i pewne środowisko czy też pokolenie. Wykazaliśmy się straszną naiwnością…. Myśleliśmy: „no, może w jakimś momencie trzeba będzie zrobić krok w tył, ale potem będą od razu dwa kroki do przodu”….

    Przez długie lata dziennikarze żyli pod kloszem: osiągali z roku na rok lepsze dochody, wchodzili w najnowsze wynalazki społeczeństwa kapitalistycznego, czyli w to, co można było dostać za dodatkową opłatą, która przy rosnących zarobkach nie była aż taka straszna. Mam na myśli m.in. prywatne szkoły czy służbę zdrowia. Wszystkie tego typu udogodnienia sprawiały, że coraz bardziej izolowaliśmy się od problemów zwykłych ludzi….

    Pozwolę się jeszcze zdystansować od mojego środowiska, choć może nie wypada: w licznych dyskusjach w ramach tego wąskiego życia towarzyskiego próbowałem na różne rzeczy koleżanki i kolegów uczulać. W odpowiedzi na moje uwagi i wątpliwości słyszałem, że żyjemy w najlepszym z możliwych systemów, że tylko nieudacznicy nie dają sobie w nim rady, a socjal w Polsce może i jest słaby, ale trzeba wziąć pod uwagę, że jesteśmy jeszcze biednym państwem. Poczekajmy – mówiono – za chwilę klasa średnia się wzbogaci, a jak się to stanie, to po prostu rzuci te pieniądze biednym i nastanie powszechna szczęśliwość. Na razie zaś zaciśnijmy zęby, bo jeszcze trochę, jeszcze do Unii, jeszcze kolejna transza pieniędzy z Brukseli… Z uporem maniaka podkreślam potrzebę istnienia w naszym kraju mediów na dobrym poziomie. Niestety, jakie mamy media to każdy widzi. Zachęcam wszystkich, którzy jeszcze tego nie zrobili, do zapoznania się z niedawnym wywiadem z Jackiem Rakowieckim, współtwórca polskich mediów po 1989 r.. Wywiad ukazał się początkowo na stronie internetowej KRYTYKI POLITYCZNEJ a potem również POLITYKI.

    Oto kilka fragmentów:

    PYTANIE: Ciekawi mnie, czy czujesz się przegrany jako współtwórca polskich mediów po 1989 roku. Miało być lepiej – jak mówisz – bardziej merytorycznie, a wyszło brukowo.

    To, co stało się z polskimi mediami po 1989 roku, obciąża nie tylko mnie, ale i pewne środowisko czy też pokolenie. Wykazaliśmy się straszną naiwnością…. Myśleliśmy: „no, może w jakimś momencie trzeba będzie zrobić krok w tył, ale potem będą od razu dwa kroki do przodu”….

    Przez długie lata dziennikarze żyli pod kloszem: osiągali z roku na rok lepsze dochody, wchodzili w najnowsze wynalazki społeczeństwa kapitalistycznego, czyli w to, co można było dostać za dodatkową opłatą, która przy rosnących zarobkach nie była aż taka straszna. Mam na myśli m.in. prywatne szkoły czy służbę zdrowia. Wszystkie tego typu udogodnienia sprawiały, że coraz bardziej izolowaliśmy się od problemów zwykłych ludzi….

    Pozwolę się jeszcze zdystansować od mojego środowiska, choć może nie wypada: w licznych dyskusjach w ramach tego wąskiego życia towarzyskiego próbowałem na różne rzeczy koleżanki i kolegów uczulać. W odpowiedzi na moje uwagi i wątpliwości słyszałem, że żyjemy w najlepszym z możliwych systemów, że tylko nieudacznicy nie dają sobie w nim rady, a socjal w Polsce może i jest słaby, ale trzeba wziąć pod uwagę, że jesteśmy jeszcze biednym państwem. Poczekajmy – mówiono – za chwilę klasa średnia się wzbogaci, a jak się to stanie, to po prostu rzuci te pieniądze biednym i nastanie powszechna szczęśliwość. Na razie zaś zaciśnijmy zęby, bo jeszcze trochę, jeszcze do Unii, jeszcze kolejna transza pieniędzy z Brukseli…

    Oczywiście upraszczam, ale pamiętam takie rozmowy. Ich ton zaczął się zmieniać dopiero po wybuchu kryzysu w 2008 roku. Ale i tak nie w przypadku wszystkich. Mam takich kolegów, znane dziennikarskie nazwiska, którzy zatrzymali się w czasach Dickensa. Dickensa! Twierdzą na przykład, że kultura nie powinna być dotowana przez państwo, bo dobra kultura obroni się sama. Mnie to przeraża….

    PYTANIE: Niektórzy mówią, że z dziennikarzami i mediami jest jak z żabą, która wskoczyła do garnka, gdy woda była jeszcze chłodna, a kiedy ktoś podpalił pod nim ogień, zbyt późno zauważyła, że pływa we wrzątku. Jesteśmy ugotowani?

    Problem nie polega na tym, że żaba jest ugotowana, tylko na tym, że ona twierdzi, że nie jest. Czyli uważa, że jest kimś zupełnie innym, niż mówi rzeczywistość. To jest najbardziej tragiczne. Ale to w sumie normalne, bo życie w schizofrenii jest jedną z najbardziej charakterystycznych polskich cech….

    Oczywiście upraszczam, ale pamiętam takie rozmowy. Ich ton zaczął się zmieniać dopiero po wybuchu kryzysu w 2008 roku. Ale i tak nie w przypadku wszystkich. Mam takich kolegów, znane dziennikarskie nazwiska, którzy zatrzymali się w czasach Dickensa. Dickensa! Twierdzą na przykład, że kultura nie powinna być dotowana przez państwo, bo dobra kultura obroni się sama. Mnie to przeraża….


    votre commentaire
  • KK przed polskim papieżem sprzeciwiał się zdecydowanie aborcji.

    KK za Jana Pawła sprzeciwiał się konsekwentnie aborcji.

    KK za Benedykta sprzeciwiał się z uporem aborcji.

    KK za Franciszka sprzeciwia się z zdecydowanie aborcji.

    Ja długo żyję KK głosił otwarcie i uparcie to samo niezależnie od kontekstu, papieży, rządów i ustrojów politycznych.

    Jak można mówić zatem, że KK zrobił teraz błąd skoro głosi to, co zawsze głosił. Jedyna istotna zmiana, to jest zmiana politycznego kontekstu, czyli układu sił, który czyni nagle realnym osiągnięcie głoszonego przez KK celu.Niech no mi ktoś przypomni, kto tych biskupów wybrał? Czyimi oni są klonami?

    Osobiście kibicuję temu motłochowi z episkopatu, żeby im się udało dokręcić śrubę do końca. Z tego, co już widać, „nasze maluchy” zaczynają się budzić i protestować. Wpadły nawet na pomysł, żeby ten protest przeprowadzić w kościołach, co wydaje się trafnym wyborem. Tak, kilka tysięcy młodych kobiet powinno przeprowadzić pikiety biskupich pałaców, bo ci panowie są przekonani, że od nich nikt nic nie będzie chciał. No, mogą być w mylnym błędzie i skończy się to dla nich źle. Oby.

    Przypominam, że obywatelska inicjatywa ustawodawcza w tej kwestii jest podejmowana już trzeci raz. Były jakieś pomruki i sugestie, że KK nie powinna wspomagać tej inicjatywy dla „dobra rządu”, więc KK musiał się określić i przyjąć stanowisko wobec inicjatywy, które w zasadzie nie mogło być inne.

    Zatem skąd ten hałas? KK robi to co zawsze. Polska jest coraz bardziej konserwatywna. Liberalizm i lewica coraz bardziej się pogrąża, marginalizuje i mimo nadreprezentacji medialnej bardziej ludzi odstręcza niż przekonuje. Efektem jest chyba pierwszy od II WS parlament w Polsce i Europie bez ani jednego przedstawiciela lewicy. 100% Sejmu to prawica w 70% konserwatywna.


    votre commentaire



    Suivre le flux RSS des articles
    Suivre le flux RSS des commentaires